W Krakowie byłam.
Trafiłam na zwariowaną pogodę, czyli jeden tydzień lata, drugi zimy, i cóż, że bez śniegu 😉 w drodze z Lanckorony (a jakże, kawa w Arka Cafe to punkt obowiązkowy, tzw. świecka tradycja) termometr pokazał 3 stopnie!
Ładne dni wykorzystałam na wypady za miasto i po mieście, chłodniejsze na mały shopping z przyjaciółką i, wreszcie!, na zwiedzanie Wawelu, a dokładniej apartamentów i wystawy porcelany miśnieńskiej.
Wstyd przyznać, ale ostatni raz 'na komnatach' byłam chyba z dwadzieścia kilka lat temu z synem. Teraz też tylko ograniczyłam się do jednej wycieczki i nie wiem kiedy wybiorę się ponownie, bo zwiedzanie w tłumie nie jest tym, co najbardziej lubię, ale, oczywiście, warto było.
Wstyd przyznać, ale ostatni raz 'na komnatach' byłam chyba z dwadzieścia kilka lat temu z synem. Teraz też tylko ograniczyłam się do jednej wycieczki i nie wiem kiedy wybiorę się ponownie, bo zwiedzanie w tłumie nie jest tym, co najbardziej lubię, ale, oczywiście, warto było.
To co, idziemy?