W Krakowie byłam.
Trafiłam na zwariowaną pogodę, czyli jeden tydzień lata, drugi zimy, i cóż, że bez śniegu 😉 w drodze z Lanckorony (a jakże, kawa w Arka Cafe to punkt obowiązkowy, tzw. świecka tradycja) termometr pokazał 3 stopnie!
Ładne dni wykorzystałam na wypady za miasto i po mieście, chłodniejsze na mały shopping z przyjaciółką i, wreszcie!, na zwiedzanie Wawelu, a dokładniej apartamentów i wystawy porcelany miśnieńskiej.
Wstyd przyznać, ale ostatni raz 'na komnatach' byłam chyba z dwadzieścia kilka lat temu z synem. Teraz też tylko ograniczyłam się do jednej wycieczki i nie wiem kiedy wybiorę się ponownie, bo zwiedzanie w tłumie nie jest tym, co najbardziej lubię, ale, oczywiście, warto było.
Wstyd przyznać, ale ostatni raz 'na komnatach' byłam chyba z dwadzieścia kilka lat temu z synem. Teraz też tylko ograniczyłam się do jednej wycieczki i nie wiem kiedy wybiorę się ponownie, bo zwiedzanie w tłumie nie jest tym, co najbardziej lubię, ale, oczywiście, warto było.
To co, idziemy?
Wchodzimy, tradycyjnie, od strony Grodzkiej,
idziemy kupić bilety
(jeszcze tylko kilka zdjęć, koniecznie)
i przez dziedziniec;
pani sprawdza bilety (niestety szatni nie ma)
i pokazuje kierunek zwiedzania - na początek mała wystawa prac Wyspiańskiego, nic specjalnego, poza moim ulubionym obrazem "Planty o świcie".
i pokazuje kierunek zwiedzania - na początek mała wystawa prac Wyspiańskiego, nic specjalnego, poza moim ulubionym obrazem "Planty o świcie".
Wchodzimy na komnaty, czyli prywatne apartamenty.
Nie wiem, czy wspomniałam, chyba nie było okazji, że mam hopla na punkcie pieców:) To stąd, że swego czasu miałam w pokoju przecudnej urody piec, którego nie powstydziłoby się niejedno muzeum - jeśli przetrwał, to miałby dokładnie sto lat!
Idziemy dalej i podziwiamy meble, kolekcje, arrasy,
O, i znowu piec:)
Czasem trzeba zadrzeć głowę,

nie ma niestety głów wawelskich, tzn. są, ale piętro wyżej,
a tego nasz bilet nie obejmuje:(

nie ma niestety głów wawelskich, tzn. są, ale piętro wyżej,
a tego nasz bilet nie obejmuje:(
I wreszcie jest - porcelana miśnieńska, czyli główny pretekst naszej tu wizyty.
Cytuję za stroną muzeum:
"W zbiorach Zamku Królewskiego na Wawelu znajduje się ponad czterysta naczyń i figurek wykonanych w słynnej manufakturze porcelany w Miśni. Jest to najbardziej znacząca w Polsce kolekcja obiektów pochodzących z tej wytwórni, a ekspozycja stwarza rzadką okazję do ich studyjnego poznania.
Układ przedmiotów został podporządkowany tematyce bądź technice zdobień, co umożliwia zapoznanie się z najważniejszymi kierunkami produkcji saskiej manufaktury założonej w roku 1710 przez Augusta II Mocnego, króla Polski i elektora Saksonii. Prezentacja rozpoczyna się od kamionki böttgerowskiej oraz przedmiotów z pierwszej porcelany, zdobionych dekoracją malarską jeszcze poza wytwórnią, najczęściej w augsburskich warsztatach złotniczych. Wyjątkowym kunsztem wyróżniają się obiekty z lat 20. i 30. wieku XVIII: malowane w pracowni Johanna Gregoriusa Höroldta, zdobione są zarówno scenami chinoiseries, jak i dekoracją o tematyce europejskiej.
Kilka eksponowanych zabytków pochodzi z drezdeńskiego pałacu Augusta II, zwanego Pałacem Japońskim. Naczynia malowane według wzorów dalekowschodnich w stylu Kakiemona charakteryzują się świetlistymi barwami emalii i elegancką kompozycją motywów dekoracyjnych.
Do najcenniejszych naczyń prezentowanych na wystawie należą najsłynniejsze barokowe zastawy zdobione herbami wykonane dla Aleksandra Józefa Sułkowskiego oraz Henryka Brühla, pierwszych ministrów króla Augusta III"
"O wybitnych umiejętnościach miśnieńskich artystów świadczą przedmioty zdobione plastycznymi nakładkami, naczynia w kształcie zwierząt oraz dekoracyjne figurki dawniej używane do dekoracji stołów. Datowane na rok 1744 wielopostaciowe Ukrzyżowanie Chrystusa autorstwa wybitnego rzeźbiarza Johanna Joachima Kaendlera jest jednym z najcenniejszym obiektów w zbiorach wawelskich".
Zwiedzanie przewidziane jest na plus minus godzinkę;
jeszcze rzut oka na dziedziniec,
kilka zdjęć, klasyka,
i - czas na kawę:)
Jeszcze mały spacer...
... tu dołem Wisła płynie,
a tam najsłynniejszy krakowski Kopiec widać.
Wracamy,
przechodząc obok instalacji Wyspia.
Kościuszko nas żegna,
czas do domu...
Może by tak dorożką?
😉
cdn;
cdn;
Rok temu o tej porze byłam dwa dni w Krakowie. Był Wawel, Kopiec Kościuszki i Kazimierz. Nigdy nie zapomnę tego pobytu.
OdpowiedzUsuńKraków to nasza duma.
Dzięki za piękna wycieczkę.
Stokrotka
A mnie by się przydał wypad do stolicy, bo byłam ostatni raz w 2007... I nie zdziwisz się, jak powiem, że jest na liście, tylko wciąż mi daleko...;)
UsuńZawsze gdy jestem w Krakowie, leje deszcz, dlatego mam zaledwie kilka zdjęć cykniętych na szybko telefonem.
OdpowiedzUsuńChciałam wejść do tego muzeum, ale za każdym razem kolejka była na kilka godzin stania. Nie chciałam potem wewnątrz ściskać się z tymi tłumami.
Teraz sa bilety na konkretne godziny, mozna je kupić online, więc kolejki nie powinno być, ale mimo ze na zdjęciach nie ma tłumów (starałam się), to w rzeczywistości było chwilami bardzo tłoczno.
UsuńPiękne sprawozdanie, wspomnienia wróciły, ale nigdy nie byłam wiosną, zawsze latem, a kawa pod Sukiennicami smakuje wybornie. Lanckorona tez nam się podobała, nawet jakieś zakupy spożywcze poczyniliśmy, pieczywo lokalne pyszne!
OdpowiedzUsuńNa piece i sufity tez zawsze zwracam uwagę:-)
O widzisz, kawa w Sukiennicach, mam wspomnienia liczne sprzed lat:) nieczęsto bywam w samym Rynku, ale jak już, to szukam miejsca na górnym tarasie, żeby była kawa z widokiem, tylko nigdy wolnych nie ma:(
UsuńPiece sa piekne i, niestety, w zaniku, trzeba je dokumentować:)
BBM: Bardzo dawno temu byłam na Wawelu. Miło, że mi go przypomniałaś. Jest piękny!
OdpowiedzUsuńZresztą cały Kraków wart jest przedeptania, bo jest co oglądać.
Krakow wart jest tego, byle tylko go nie zadeptać 😉 jako wciąż krakowianka, chciałabym go chronić przed natłokiem turystów, ale przecież sama się do nich zaliczam, nie wiem, jak tę sprzecznosc interesów pogodzić;)
UsuńPiękna ta nasza Polska :)
OdpowiedzUsuńPrawda 😊
UsuńIkroopko, gdzieś przeczytałam, że "Kraków to stan umysłu" i wiesz, w pełni się z tym powiedzeniem zgadzam. Nie trzeba tam być "na wciąż", znać "po ulicach", ale we mnie jest zawsze, wbudowany w moje DNA, genetycznie uwarunkowany (wszak ród się wywodzi z Krakowa i okolic) i zawsze powiem, że kocham Kraków. Szczególnie mi się kojarzy z opowiadaniami babci i dziadka z początku XX wieku...
OdpowiedzUsuńDzięki za piękne zdjęcia i wspaniałą wycieczkę :) Uściski!
Zdecydowanie, choć trzeba dodać, że od tego Krakowa zapyziałego, znanego z Dulskiej, się dystansujemy, prawda? 😉
UsuńOczywiście, że pani Dulska to zupełnie inna bajka 🙂
UsuńNa komnatach bylam dwa lata temu, na kawiarnie nie trafilam, ale jak widze ze zdjec pierogi jadlam w poblizu. Obecnie podziwiam ceramike w Mediolanie, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że warta uwagi 😊 będą zdjęcia?
UsuńStare piece to często dzieła sztuki. Nawet takie zwykłe kaflowe w mieszkaniach były ładne - wydaje mi się, że nawet proste płytki były po prostu ładne. A te ozdobne, to już są piękne, ale musiały też swoje kosztować.
OdpowiedzUsuńNa pewno, i choć nie powiem, że żal, bo noszenie węgla nie jest czyms, za czym tęsknię, ale jednak troszkę, troszeczkę... Nie ma, jak przytulic sie do takiego ciepłego pieca...:)
UsuńOlać porcelanę i piernaty, ale ten sufit!!! Dzięki Ikropko, było super! :)
OdpowiedzUsuńTen sufit, masz rację, :)))
UsuńDawno nie byłam w komnatach na Wawelu. Muszę się wybrać. Ta porcelana jest niesamowita. W Noc Muzeów byliśmy w Domu Matejki, w Krzysztoforach i w Collegium Maius. Było super.
OdpowiedzUsuńSpokojnego popołudnia.